poniedziałek, 11 maja 2015

Czy Bruksela psuje nam Gdańsk Południe?

   Od pewnego czasu miasto duma nad Strategicznym Planem Transportowym dla Gdańska Południe. Jest to akurat dla mnie ważne, gdyż zaliczam się do niezbyt szczęśliwych mieszkańców Ujeściska. Czemu niezbyt szczęśliwych? Bo dzielnicę trapią od dawna problemy komunikacyjne. Kolejne osiedla wyrastają jak grzyby po deszczu, a rachityczne ulice nie potrafią sprostać rosnącym potrzebom. Transport zbiorowy nie jest aż tak doskonale rozwinięty, jak zapewniają decydenci miasta; siłą rzeczy mieszkańcy zmuszeni są do przemieszczania się własnymi autami. Zmiany są niezbędne, bo według prognoz w najbliższych latach południowe osiedla zasiedlić może nawet kilkadziesiąt tysięcy osób.
   Miasto postanowiło tym razem w większej mierze zaczerpnąć opinii mieszkańców, a przynajmniej takie sygnały po lokalnych mediach rozpuścili pijarowcy z Nowych Ogrodów. Oczywiście są to wszystko działania pozorowane. Każdy, kto uczestniczył w takich konsultacjach doskonale zdaje sobie sprawę, że niewiele wskóra. Komórki odpowiedzialne za myślenie o rozwoju miasta zawsze stawiają mieszkańców przed faktami dokonanymi (w procesie planowania). Pamiętacie absurdalną ankietę o to, czy planowany stadion ma mieć dach otwarty czy kryty? Przecież wiadomo było od samego początku, ze będzie otwarty i po ogłoszeniu wyników sondażu, w których mieszkańcy opowiedzieli się za krytym, podziękowano za opinie i zrobiono swoje. Ważne, że poszła w świat informacja, ze obywatele wzięli udział w procesie planistycznym. Jest na to papier? Jest. Więc morda w kubeł, oszołomy...
   Oczywistym jest, że w przypadku kolejnej finansowej perspektywy unijnej miasto zrobi to, co zwykle: popsuje nam miasto. Ale tak naprawdę nie zrobi to samo z siebie. To Unia w głównej mierze decyduje na co przyzna środki. Priorytetem jest teraz transport publiczny. To akurat dobrze, bo należy spodziewać się budowy kolejnych linii tramwajowych i nowoczesnego taboru. Zła wiadomość jest taka, że miasto zamiast stworzyć sensowne arterie komunikacyjne, zechce wykorzystać kroplówkę finansową na skonstruowanie kolejnych kombi-strad.
   Już jedną taką wybudowano łącząc Chełm z Orunią. Aleję Vaclava Havla. Jak wygląda? Fatalnie. Przykład typowej gigantomanii lokalnej. Standardowe dwa razy dwa pasma ruchu, potężne rezerwy pod rozbudowę, ogromne wyspy centralne, tory tramwajowe w przekroju asymetrycznym, ścieżki rowerowe, ciągi piesze, a to nie wszystko, bo jeszcze ten konglomerat tras wieńczy Łódzka - zdegradowana do ulicy osiedlowej - ale zawsze. W niektórych miejscach trzeba przebyć grubo ponad 100 metrów, by przebyć ten kolos komunikacyjny. Czy tak mają wyglądać kolejne arterie przecinające południowe dzielnice? Czy Biuro Rozpieprzania Gdańska i Dyrekcja Rozpieprzania Miasta Gdańska mogłyby w końcu zaprzestać czynionemu przez nie procederowi?
   Nowa Bulońska - na szczęście została zaprojektowana jako dwa razy jedno pasmo. Niestety tory tramwajowe przy niej biegnące będą znowu w układzie asymetrycznym. A nie można było pomyśleć o symetrycznym? Dodatkowo można byłoby wówczas stworzyć dwa pasy - w obrębie torów tramwajowych - dedykowane autobusom i autom uprzywilejowanym. Przystanki wiedeńskie też byłyby niegłupim rozwiązaniem.
   Podobnie można by pomyśleć o Nowej Politechnicznej, Nowej Warszawskiej, Nowej Jabłoniowej i Nowej Świętokrzyskiej. Czemu nie zbudować typowych miejskich ulic do których można by poprzyklejać całe pierzeje, z obu stron ulicy. Tak projektuje się cywilizowane miasta. I to jest właśnie promocja transportu publicznego! Naprawdę, warto zadać sobie pytanie przed podjęciem procesu planowania: co promujemy? Nie da się pogodzić dwóch priorytetów: przywileju dla aut prywatnych i komunikacji miejskiej. Albo jedno, albo drugie. Albo pochodzi się z Gdańska, albo z Warszawy - nigdy z obu miast naraz - to chyba logiczne?
   Najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie całej sieci takich ulic miejskich zamiast kombi-strad. Kombi-strady na pewno więcej kosztują od ulic miejskich. Wtedy można pomyśleć także o przedłużeniu Sikorskiego w stronę Małomiejskiej, o wspomnianej Małomiejskiej z Podmiejską, o Nowej Bulońskiej Południowej i Unruga. Sieć typowo miejskich, węższych ulic, byłaby bardziej wydajna od kolejnych Havla-podobnych tras, których mieszkańcy po prostu nie chcą.
   Ale cóż, decydenci miejscy zasłaniają się warunkami narzuconymi przez Brukselę i brną w ten sam tępy schemat. Bo inaczej Unia nie dofinansuje. Myślę, że rozsądne zaplanowanie całej sieci ulic, wizja spójnego organizmu komunikacyjnego Gdańska Południe, mogłaby przekonać europejską wierchuszkę. Dlaczego nie spróbować? Może tak się zdarzyć, że po przeprowadzeniu tych inwestycji mieszkańcy wcale nie będą mieli zamiaru tu się osiedlać. A nawet zaczną uciekać. To raczej nie spodobałoby się deweloperom.
   Gdańsk Południe potrzebuje przemyślanej wizji komunikacyjnej. To, co w tej chwili dostajemy od miasta, to jakieś bzdury. Najgorsze jest to, ze władze wydają się być zupełnie bezkrytyczne wobec siebie. Obowiązuje jakiś chory dogmat o nieomylności urbanistów, którzy - w większości - mają klapki na oczach i kombinują na krótką metę. Koniunkturalizm i nihilizm. A jak mieszkańcy próbują protestować - zasłanianie się decyzjami komisarzy europejskich. Należy zatem spytać, kto tak naprawdę psuje nam miasto? Bruksela czy ekipa rezydująca na Nowych Ogrodach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz