środa, 3 czerwca 2015

Teraz Polska

   Gdy osiąga się sukces, wygrywa jakąś nagrodę, albo przejmuje władzę - przychodzi taki moment, gdy uderza woda sodowa do głowy. Może to i bardzo naturalne zjawisko, biorąc pod uwagę ludzką próżność. Ale w odniesieniu do większych organizacji, takich jak partie polityczne, jest to najgorsze co może się zdarzyć. Obserwowaliśmy to podczas istnienia PRL, jak i III RP. Nie łudźmy się, przed wojną było tak samo. Trudno jest uzyskać mandat na sprawowanie rządów, ale znacznie trudniej rządzić mądrze i z umiarem.
   Czy i tym razem władza wypnie nam swe tłuste tyłki? Mam nadzieję, że nie. Zwłaszcza, że ciśnienie w Narodzie jest teraz takie, że skłonni jesteśmy do rychłego skopania ich, niż niemej kontemplacji. Pojawia się też niezwykła koniunktura polityczna, by przebudować państwo. Taki dar od losu występuje dość rzadko, a jak już wystąpi, mądra władza powinna go wykorzystać dla dobra kraju. I to nie tylko doraźnie, a dalekowzrocznie patrząc w przyszłość. A jest co naprawiać i jest to chyba już ostatni moment, by wziąć się za to. Inaczej niewykluczone, że pogrążymy się w potwornym kryzysie, lub stracimy resztki suwerenności. A zatem nowej ekipie, która - mam nadzieję - przejmie rządy jesienią, powinno przyświecać jedno motto: "Teraz Polska" w miejsce praktykowanego przez udecko-platformerski gang "teraz kurwa my".
   Wspomniany gang na pewno nie odpuści i znajdzie sposób by znaleźć się w sejmowych ławach. Bredzisław, który na odchodne wręczył order szefowi Rady Nadzorczej TVN, otwarcie flirtuje z mediami głównego ścieku. Lisunizm pospołu z Olejnictwem i Michnikowszczyzną już okopali się za ufajdaną "elitą", a służby dołożą swoje. W nowym parlamencie będą torpedować wszelkie inicjatywy ustawodawcze. Cynicznie będą dzielić społeczeństwo na dwie części, a i nie zawahają się napuszczać "brukselkę" na kraj rzekomo pogrążony w katomroku. Nie będzie łatwo i przyjemnie. Ale chyba nikt tego się nie spodziewa: zarówno w kręgach skupionych przy Koszykowej jak i tych formujących się wokół Kukiza.
   Potrzebujemy nowej Konstytucji. Mądrej i sprawiedliwej. Odwołującej się do korzeni i całej historii Narodu. A także określającej nasze cele na najbliższe wieki. Tak, wieki. Bo powinniśmy wybiegać daleko w przyszłość, taki mamy obowiązek wobec naszych praojców. Tak jak i Orban na Węgrzech odwołał się w preambule do Korony Świętego Stefana, tak i my powinniśmy określić nasze imponderabilia. A skoro już wywołałem Orbana - dobrze byłoby nawiązać ściślejszą współpracę z naszymi bratankami. Przez wzgląd na wspólne cele. Winniśmy dążyć do uniezależnienia się w jak największym stopniu od dwóch potęg zagrażających nam ze wschodu i zachodu. Odtworzenie tzw. grupy Hexagonale - to byłby dobry krok. Licząc na zwycięstwo republikanina w wyborach prezydenckich za oceanem w przyszłym roku, stworzyłaby się jeszcze doskonalsza koniunktura. Wujek Sam od dawna snuje plany obudowania Niemiec blokiem silnych gospodarczo i wojskowo państw, które będą w stanie zaszachować - z pomocą Waszyngtonu - berliński ośrodek władzy nad Europą. Trzeba zatem reaktywować swoją własna politykę zagraniczną i prowadzić ją z rozwagą. Najpierw dobro Warszawy, a potem Brukseli. Odwrotnie do minionych lat. Nasza racja stanu jest ważniejsza od związku państw. Sztuczne organizmy zrzeszające różne narody zawsze upadały: czy to ZSRR, czy Cesarstwo Austro-Węgier, czy nawet Imperium Rzymskie. Historia pokazywała za każdym razem, że to się nie sprawdza w dłuższej perspektywie.
   Samą władzę też wypadałoby scentralizować, skupić w jednym miejscu. Silny system prezydencki w miejsce kilku ośrodków władzy. Nie potrzeba nam jednocześnie prezydenta, jak i premiera, ciągnących każdy w swoją stronę. Silne kraje cechuje silna władza. Takie są fakty historyczne. To zawsze działało. Spójrzmy na USA: jak bardzo by nie krytykować tego państwa, jest to super-mocarstwo. Węgry - ten kraj podnosi się z kolan także dzięki silnej władzy. Niemcy - żelazna pani kanclerz też skupia w swoich rękach silną władzę.Poza tym władzę trzeba znacznie odchudzić, pozbyć się rozdmuchanej administracji  przez którą kuleje całe zarządzanie. I przystąpić do likwidacji armii urzędników.
   No i gospodarka, czyli źródło dobrobytu każdego kraju. Oddać należy ją obywatelom. Poprzez deregulację szkodliwych przepisów, ograniczenie fiskalizmu, stworzenie dobrych warunków do konkurowania z gigantycznymi korporacjami. To, co mamy teraz, to gospodarka oligarchiczna. Bez koneksji, znajomości i korupcji nie da się zbudować konkurencyjnej gospodarki. Od ćwierćwiecza ponosimy ogromne koszty społeczne i nic z tego nie mamy. Potężne połacie kraju rażą ubóstwem. Wystarczy pojechać do takiego Smętowa, czy Bytomia, by ujrzeć to na własne oczy. Tam nikt nie kręci reklamówek zachwalających Zieloną Wyspę. Bo tam nikt o niej nie słyszał. Najpopularniejszą metoda na zapewnienie sobie godnego życia jest wyjazd na saksy. Jak za PRL. Niewiele zmieniło się w tej kwestii. Emigracji nie da powstrzymać się nie reformując gospodarki.
   Zmiany, te prawdziwe, są potrzebne. I zmienić trzeba to, co najważniejsze. Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Po naprawie państwa na jego najważniejszych płaszczyznach możemy skupić się na in vitro, związkach partnerskich, czy na innych doraźnych tematach. Nie to, żebym uważał je za zupełnie nieważne, ale w porównaniu do najważniejszych płaszczyzn funkcjonowania kraju to są zwykłe pierdoły. Także, ktokolwiek odniesie zwycięstwo w tych wyborach, niech uzna za dobro najważniejsze Ojczyznę i zrobi dla niej wszystko. Teraz Polska.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz