Dni robią się coraz dłuższe, a noce coraz gorętsze. Lato za pasem, pora kanikuł i wywczasów. Warto więc oderwać się trochę od domowych pieleszy i ruszyć w teren. Najlepiej z piwem, bo to gwarantuje i dobra zabawę i szczyptę adrenaliny podczas ciuciubabki z policją oraz strażą miejską. Niestety zakazy konsumpcji piwa pod chmurką obowiązują nadal, cały czas i nic nie wskazuje na to, by miało to ulec zmianie w najbliższych latach.
Ale czy to do końca słuszne? Owszem, istnieją minusy depenalizacji zakazu spożywania, ale chodzi o to, by te minusy nie przesłoniły nam tych plusów. A tych jest całkiem sporo. Nic tak nie działa na doskonały humor jak możliwość wypicia kilku piw ze znajomymi pod chmurką. Nie zawsze chcemy to robić w ogródkach restauratorów, bo to zwyczajnie nudne. Siedzą tam zazwyczaj wymuskani biznesmeni i trują o swych planach inwestycyjnych, lub o swych koneksjach polityczno-gospodarczych. A poza tym drogo. I przeważnie lichy wybór. Mam płacić 10 zł za pół litra przaśnego Tyskiego? Po moim trupie!
Poza tym istnieje wiele interesujących miejsc, w których żadnego ogródka piwnego nie uświadczysz. Z dala od tłumów spoconych turystów i rozkrzyczanej gimbazy. Miło sobie usiąść na ławeczce w Parku Oruńskim, nad którymś ze zbiorników retencyjnych (a jest ich masa do wyboru), na wieży widokowej, lub gdzieś na północnym cyplu Ołowianki albo Wyspy Spichrzów. Na Fortach Napoleońskich lub fortyfikacjach Dolnego Miasta. Jest w czym wybierać. Gdańsk oferuje wiele miejsc, w których można urządzić piknik z piwem.
Grillowiska, na których można wypić zimne piwko bez strachu o mandat, też byłyby strzałem w dziesiątkę. Nic tak nie wzbogaca smaku grillowanej karkóweczki jak porządne, schłodzone zimne piwko. A i takie przedsięwzięcia bardzo integrują przecież w gorące dni, a o to chodzi by utrzymywać bliskie stosunki z sąsiadami, rodziną i znajomymi. Z dala od durnej telewizji, wirtualnego zabijania na konsolach i spędzania czasu w sieci.
Naprawdę, nie ma co się obawiać, że miasto zmieni się w alkoholiczne slumsy, gdy przyzwolimy na konsumpcję bursztynowego napoju w przestrzeni publicznej. W Szwajcarii, Niemczech, Grecji, Anglii czy Danii nikogo nie dziwi widok pijących piwo pod chmurką. Nie wzrastają tam jakoś dramatycznie wskaźniki przestępczości z tego powodu, że ktoś opróżni 2-3 puszki piwa. Warto chociaż spróbować zliberalizować nieco przepisy. Może na dobry początek wyznaczyć strefy, w których legalnie można spożyć ten napój. Może chociaż w tzw. sezonie? Wyznaczyć jakieś ramy czasowe, w których można byłoby oddać się degustacji wyrobów browarniczych? Można poustawiać śmietniki, by kulturalnie pozbyć się szklanych lub aluminiowych opakowań.
Wszystko jest dla ludzi. O ile robi się to w sposób cywilizowany. Nie ma powodu uważać każdego fana napojów z pianką za awanturniczego troglodytę i zbója. Równie dobrze przecież alkoholowy łobuz może uaktywnić swoje warcholstwo tuż po wyjściu z piwnego ogródka na Długim Targu. A sam zakaz spożywania piwa w miejscach publicznych nie powoduje, że ludzie zaprzestają tego. Warto wyjść z krzaków i skończyć z tą piwną konspiracją. Więcej wolności w mieście, które z niej słynie!
Poza tym istnieje wiele interesujących miejsc, w których żadnego ogródka piwnego nie uświadczysz. Z dala od tłumów spoconych turystów i rozkrzyczanej gimbazy. Miło sobie usiąść na ławeczce w Parku Oruńskim, nad którymś ze zbiorników retencyjnych (a jest ich masa do wyboru), na wieży widokowej, lub gdzieś na północnym cyplu Ołowianki albo Wyspy Spichrzów. Na Fortach Napoleońskich lub fortyfikacjach Dolnego Miasta. Jest w czym wybierać. Gdańsk oferuje wiele miejsc, w których można urządzić piknik z piwem.
Grillowiska, na których można wypić zimne piwko bez strachu o mandat, też byłyby strzałem w dziesiątkę. Nic tak nie wzbogaca smaku grillowanej karkóweczki jak porządne, schłodzone zimne piwko. A i takie przedsięwzięcia bardzo integrują przecież w gorące dni, a o to chodzi by utrzymywać bliskie stosunki z sąsiadami, rodziną i znajomymi. Z dala od durnej telewizji, wirtualnego zabijania na konsolach i spędzania czasu w sieci.
Naprawdę, nie ma co się obawiać, że miasto zmieni się w alkoholiczne slumsy, gdy przyzwolimy na konsumpcję bursztynowego napoju w przestrzeni publicznej. W Szwajcarii, Niemczech, Grecji, Anglii czy Danii nikogo nie dziwi widok pijących piwo pod chmurką. Nie wzrastają tam jakoś dramatycznie wskaźniki przestępczości z tego powodu, że ktoś opróżni 2-3 puszki piwa. Warto chociaż spróbować zliberalizować nieco przepisy. Może na dobry początek wyznaczyć strefy, w których legalnie można spożyć ten napój. Może chociaż w tzw. sezonie? Wyznaczyć jakieś ramy czasowe, w których można byłoby oddać się degustacji wyrobów browarniczych? Można poustawiać śmietniki, by kulturalnie pozbyć się szklanych lub aluminiowych opakowań.
Wszystko jest dla ludzi. O ile robi się to w sposób cywilizowany. Nie ma powodu uważać każdego fana napojów z pianką za awanturniczego troglodytę i zbója. Równie dobrze przecież alkoholowy łobuz może uaktywnić swoje warcholstwo tuż po wyjściu z piwnego ogródka na Długim Targu. A sam zakaz spożywania piwa w miejscach publicznych nie powoduje, że ludzie zaprzestają tego. Warto wyjść z krzaków i skończyć z tą piwną konspiracją. Więcej wolności w mieście, które z niej słynie!