Jest rok 2035. Wolne Miasto Gdańsk właśnie obchodzi dziesiątą rocznicę oderwania się od Rzeczpospolitej. Niepodległość, jak to z nią bywa, łatwo nie przyszła. Musiało zajść wiele splotów okoliczności:, by nowy byt zagościł na mapie współczesnej Europy. Musiała wykiełkować idea i musieli ją podchwycić mieszkańcy. Poza tym miały miejsce duże przetasowania polityczne w Europie, nastał kryzys ekonomiczny, a ludzkość niemal stanęła w obliczu katastrofy nuklearnej latem pamiętnego 2017 roku. Grunt, ze wszystko dobrze się skończyło. Nad Dworem Artusa dziś łopoce sztandar z charakterystycznymi dwoma krzyżami zwieńczonymi koroną, a carillon Ratusza wygrywa w południe nasz Hymn.
Ale jak to się wszystko zaczęło? Może zabrzmi to górnolotnie i nieco banalnie, ale wielkie i przełomowe idee rodzą się z marzeń. Marzenie o wolności, ale takiej prawdziwej i czystej, prostej i nieskażonej cynizmem polityków. Marzenie o dobrym życiu, w bezpieczeństwie i w dostatku. Marzenie o pięknym i nowoczesnym Gdańsku, perle Europy, mieście w którym spotykają się różne kultury, Wschód przenika się z Zachodem, a Północ z Południem. Marzenie o strefie wolnej od konfliktów. Czyż nie warto zabiegać o spełnienie marzeń, także właśnie tych wielkich, wydawałoby się nierealnych? Warto. Wszystko można osiągnąć, gdy bardzo się chce. I tak właśnie uczyniono - proklamowano niepodległość.
Rada Założycieli, wzorem patronów Stanów Zjednoczonych, długo debatowała, by w końcu ogłosić Deklarację Wolności - dokument, który położył zręby pod przyszłą Konstytucję. Rozmyślano nad nim długo, w takich sprawach nigdy nie należy działać pochopnie. Waży się w końcu przyszłość miasta, losy jego mieszkańców - wolnych obywateli. Rozważni prawnicy nadali ostateczny kształt pomysłom filozofów, koncepcjom ekonomistów i innym śmiałym myślom rodzących się w głowach Założycieli. III Wolne Miasto Gdańsk miało szansę zostać pierwszym, naprawdę wolnym i niezależnym bytem (w przeszłości różnie z tym bywało). Bezkompromisowość i charyzma Założycieli zakiełkowała i obrodziła owocami.
Ale początki były dramatyczne.Nigdy nie jest tak, że do sukcesów dochodzi się łatwo: ten świat jest już tak skonstruowany: by zrealizować marzenia, trzema wspomagać się silnymi łokciami. Rzeczpospolita nie pogodziła się z dążeniami Gdańska do secesji. W 2016 roku, gdy upadła klika niesławnego Pawła Budyniowicza, mieszkańcy wyszli na ulice. Z początku było ich niewielu, z każdym dniem tłum narastał, mieszkańcy przebudzili się z marazmu. Długo żądano dymisji; wypłynęły na wierzch rozmaite szwindle i afery, które ostatecznie pogrążyły ekipę tak długo władającą miastem. Zarzuty prokuratorskie wyskakiwały co rusz, jak diabeł z pudełka. Nie było dnia, by nie wypływały kolejne skandale. A im bardziej wypływały, tym bardziej wlewały odwagi w serca kolejnych świadków ujawniających kolejne skandale. Tak to już jest, ze mały kamyk powoduje lawinę...
I lawina ruszyła, zmiotła z wygodnych foteli cały gdański establishment. Powołano nowy zarząd, komisaryczny. Ale nikt nie chciał, by zamieciono te wszystkie brudy z powrotem pod dywan; ludzie chcieli realnych zmian, nowej jakości. Idea Wolnego Miasta Gdańsk z każdym dniem narastała. Organizowano coraz więcej wieców, koncepcje Założycieli spodobały się mieszkańcom, wiwatom nie było końca. Na placu przy Bramie Oliwskiej zjawiło się 30 tysięcy ludzi, potem na stadion w Letnicy przyszło 40 tysięcy, Długą i Długi Targ wypełniło zaś 50 tysięcy mieszczan domagających się radykalnych zmian. Postulowano o prawdziwą wolność.
A czas obfitował w wielkie napięcia, Narody brały się za bary, w obliczu wydarzeń na wschodnich rubieżach Europy. Nie było dnia, by transporty żołnierzy NATO nie przejeżdżały w tę, czy z powrotem, na manewry i z powrotem. Im więcej ćwiczeń na poligonach Bałtów i Polaków, tym bardziej Rosja prężyła swe muskuły w kaliningradzkiej enklawie. Nic dziwnego, że gdańszczanie czuli się bardzo zagrożeni, przecież byli na pierwszej linii obrony. Niewielu chciało oddawać życie. Pokój jest zdecydowanie mniej szkodliwy dla zdrowia od wojny. Polska zaś, targana potężnym kryzysem gospodarczym, jak niegdyś Grecja, nie była także miejscem, z którym można było wiązać bezpieczną przyszłość. Wszystko runęło na pysk, wskaźniki PKB sięgnęły dziesięciu stopni na minusie, kapitał odpływał z Rzeczpospolitej na potęgę. Jak żyć, gdy nie ma co jeść? Gdy banki zabierają domy? Gdy nie ma wielkiej nadziei na przyszłość? Elita rządząca oczywiście dała drapaka pierwsza. Do głosu doszły w kraju siły nieciekawe, a groźne. Działy się rzeczy ważkie. Zwołano referendum. Stosunkiem głosów 90 % do 10 %, przy niemal 80 % frekwencji, opowiedziano się za oderwaniem powiatów grodzkich Gdańska i Sopotu, powiatu gdańskiego, tczewskiego, malborskiego i nowodworskiego od Rzeczpospolitej i proklamowaniu III Wolnego Miasta Gdańsk. W Warszawie ogłoszono mobilizację.
Trzeba przyznać, że determinacja gdańszczan oraz mieszkańców sąsiednich miast i wsi była bardzo duża. Siły policyjne, którym rozkazano stłumić wielkie demonstracje, masowo przechodziły na stronę dążących do secesji mieszkańców. 49 Baza Lotnicza w Pruszczu także wypowiedziała posłuszeństwo Warszawie. Żołnierze pochodzący z regionu pośpieszyli na ratunek w swe rodzinne strony. Sformowano jednostki samoobrony. Ale intencją dumnych wolno-mieszczan nie była wojna. Gdy przyszedł czas próby, powitano polskie jednostki barykadami pełnymi róż. To był symbol tych przemian. Prócz róż, w przekazach telewizyjnych na cały świat, znalazły się też wielkie transparenty z 21 punktami Deklaracji Wolności. Zdjęcie rodzeństwa trzymającego się za ręce, z balonikami w ręku, na których widniały hasła: Wolność i Pokój obiegły okładki wszystkich gazet świata. Niemal wybuchła III Wojna Światowa. Znowu o Gdańsk. Niemal...
Nieoczekiwane wsparcie separatystycznych idei gdańszczan nadeszło z Rosji. Może nie tak do końca nieoczekiwane, ale za to skuteczne. Warszawa oraz wierchuszka NATO, która jednogłośnie stanęła za nierozerwalnością terytorialną Polski w porę pomiarkowały się przed atakiem na Wolne Miasto. Moskwa wystosowała ultimatum, w którym dała 24 godziny Zachodowi na zaprzestanie działań militarnych w rejonie Gdańska. W Rosji ogłoszony najwyższy stopień gotowości bojowej. Na granicy okręgu kaliningradzkiego oraz polsko-białoruskiej skoncentrowano łącznie 400 tysięcy żołnierzy. Bombowce strategiczne uzbrojono w głowice nuklearne, uchylono silosy z międzykontynentalnymi rakietami. Rosyjskie okręty atomowe zajęły strategiczne pozycje na całym globie. Sześć godzin po wystosowaniu moskiewskiego ultimatum, najzupełniej nieoczekiwanie w konflikt włączyły się Chiny. Pekin poparł Moskwę. Okręty bojowe chińskiej marynarki wojennej wyruszyły w morze. Tego nikt się nie spodziewał, ale tak to już jest... Mały kamyk rozpoczyna lawinę.
Zachód zadrżał. Na place i aleje miast Europy i Ameryki wyszli pokojowi aktywiści. Miliony ludzi skandowały: "Wolność dla Gdańska!" To były najdłuższe 24 godziny XXI wieku. Najgorętszy czas 2017 roku. Wszystkie oczy były zwrócone na Gdańsk. Gdańsk i okoliczne miasta, gdzie wszyscy mieszkańcy wylegli na ulice z kwiatami. Czegoś takiego nie było nawet w dawnych Grudniach i Sierpniach, gdy robotnicy sprzeciwiali się tyranii po-jałtańskiego systemu. Wszelkie serwisy telewizyjne i internetowe, prasowe, głównego nurtu i te niezależne; wszędzie pokazywano zbuntowane Wolne Miasto. Pokazywano też przebitki z granic. Sprzęt wojskowy, lotniska na których piloci szykowali się do boju. Pokazywany floty okrętów sunące po Bałtyku: rosyjskie jednostki blokujące Zatokę Gdańską od północy, polskie jednostki które wypłynęły z Gdyni. Cieśninę Skagerrak pokonały dwie amerykańskie grupy uderzeniowe z lotniskowcami Ronald Reagan i George Bush. Po raz pierwszy w historii Waszyngton ogłosił DEFCON 1. Sytuacja była naprawdę poważna.
Sekundy były jak godziny, minuty jak miesiące, godziny jak lata. Świat oszalał. Ale istniała głęboka wiara w pokojowe zażegnanie konfliktu. Zwłaszcza, że wolno-gdańszczanie nie chcieli walki. Chcieli tylko pokoju. I wolności. Na wielkim wiecu w historycznym centrum Gdańska tłum śpiewał "Imagine" Johna Lennona...
Pierwsi wyłamali się żołnierze polskich jednostek. Opuścili swe karabiny, przybijali "piątki" ze zgromadzonymi na barykadach. "Nie będziemy zabijać naszych braci!" - uchwycono głos kaprala Wiśniewskiego. Żołnierze nie chcieli tej wojny. Nikt nie chciał strzelać, tak jak wtedy w 1970 roku, gdy od kul polskiej armii ginęli strajkujący piaskarze, malarze i spawacze ze stoczni. Bo po co zabijać kogoś, kto marzy o wolności?
"Wolność dla Gdańsk", "Gdańsk dla gdańszczan", "Wolne Miasto, Wolni Ludzie, Wolny Świat!" - od Londynu po Pragę, od Paryża po Rzym, od Budapesztu po Nowy Jork. Świat nie chciał wojny...
Dwie godziny przed upłynięciem terminu ultimatum Moskwy świat odetchnął. Zwołano w trybie błyskawicznym rozmowy pokojowe. Prezydent USA, prezydent Rosji, prezydent Francji, premier Chin, premier Wielkiej Brytanii, oraz kanclerz Niemiec doszli do porozumienia. Zawiązano radę, która miała rozwiązać konflikt pokojowo.
Osiem długich lat trwały rozmowy pokojowe. Rosja uznała Wolne Miasto Gdańsk jako pierwsza. Potem Białoruś, Serbia. Burkina Faso, Gabon także. Niby niewiele znaczące państwa, ale zawsze. Rząd w Warszawie odrzucał i torpedował wszelkie porozumienia. Gdańsk miał pozostać polski. Ale w 2019 roku doszło na terytorium Rzeczpospolitej do prawdziwej rewolucji. Rząd upadł, prezydent podał się do dymisji. Wybrano nowe władze, które nie były już tak jednoznacznie negatywnie nastawione do secesji pomorskich powiatów. Pojawiła się szansa na dialog. Nowe władze Rzeczpospolitej chciały wydźwignąć kraj z zapaści gospodarczej. Gdańsk zaczynano postrzegać jako partnera do współpracy w przyszłości. A że jako niezależne państwo? Tak naprawdę dogadać można się przecież z każdym podmiotem. Tak też myślano wówczas w Warszawie.
28 marca 2025 roku, co było dla Gdańska datą symboliczną, kojarzącą się z zagładą miasta 80 lat wcześniej, w Dworze Artusa podpisano Porozumienie Gdańskie, które kończyło okres napięć w Europie. III Wolne Miasto Gdańsk stało się faktem.
Jak na Wolne Miasto, ogłoszono Gdańsk i przyległe miasta i powiaty strefą zdemilitaryzowaną i neutralną. Powołano do życia gdański Parlament, na czele nowego państwa stanął Prezydent Gdańska. Wybrano na tę funkcję osobę najbardziej charyzmatyczną, trybuna ludowego okresu przejściowego. Gdańsk miał nowego bohatera. Ale nie jedynego. Byli też pozostali Założyciele. Byli też dzielni ludzie, którzy nie bali się walczyć o wolność. O swą wolność i swoich dzieci. O lepsze życie. O przyszłość.
Ostatnie 10 lat, a zarazem pierwsze 10 lat wolności, to był czas wielu zmian. Zmian na lepsze. Zbudowano silne, choć niewielkie państwo. Silne ekonomicznie i stabilne politycznie. Skonstruowano prawdziwą Oazę Wolności. Stworzono kraj, w którym najwięcej do powiedzenia mają jego wolni mieszkańcy. Stworzono proste i dobre prawo. Zniesiono niemal wszystkie podatki, zostawiono tylko 10 % podatek liniowy obowiązujący wszystkich: mieszkańców jak i podmioty gospodarcze. W krótkim czasie Wolne Miasto Gdańsk zyskały sobie status raju podatkowego. W samym centrum Europy. Kapitał przypływał do państwa, którego godło podtrzymują dwa dumne lwy.
Oliwa i Przymorze, aż po Wrzeszcz stały się gigantycznym placem budowy. Drapacze chmur oddawano do użytku jeden za drugim. W pobliżu bursztynowego stadiony zbudowano finansowe city. Wszelkie dzielnice zmieniały się nie do poznania. Podobnież jak Sopot, Malbork, Tczew. Cały region rozwijał się bardzo dynamicznie. Kryzys zażegnano bardzo szybko.
Co ciekawe, w Rzeczpospolitej postawiono na rozwój Gdyni, oraz przyległych miast. Stworzono wielką aglomerację. Zlokalizowano w niej wiele inwestycji. Nic tak nie rozwija, jak zdrowa konkurencja. Paradoksalnie, Gdynia i Nowe Trójmiasto osiągnęły największe współczynniki rozwoju w historii. A i Wolne Miasto nie miało na co narzekać.
I tak to było...
Każdy z nas może sobie dopowiedzieć co było dalej, wystarczy tylko rozbudzić wyobraźnię. Wystarczy dać pofolgować marzeniom. Trochę pobujać w obłokach i pomyśleć: czy tak mogłoby się zdarzyć? Czy warto może zdecydować się na zmiany? Na zmiany bardzo poważne, które być może pociągną za sobą dramatyczne zdarzenia. Ale nic w życiu nie przychodzi łatwo. Życie to walka, którą musimy toczyć każdego dnia. Nie ma łatwych decyzji i chleba za darmo. Tak samo jest z wolnością. Realną wolnością. Niezależnością. I niepodległością.
Jesteśmy dumnymi mieszkańcami dumnego Miasta. Z wielką historią i wspaniałymi gdańszczanami, którzy rozsławili na świecie to miejsce nad Motławą. Warto, naprawdę warto walczyć o swoje miasto. To nasza macierz. Miejsce, gdzie żyjemy na co dzień. Widzę w przyszłości Wielki Gdańsk naszych serc...