środa, 27 maja 2015

"Człowiek Roku"

    "GWiazda Śmierci" nie odpuszcza i postanawia brnąć jeszcze bardziej w bagno, które to urządziła w Salonie III RP. Największa gadzinówka w kraju jakiś czas temu obwieściła, że wyliże tyłek prezydenta przyznając mu zaszczytną nagrodę "Człowieka Roku". Nie byłoby może w tym nic zaskakującego  zważywszy, że lwią część dochodów dziennika stanowią opłaty za rządowe reklamy. Nie wypada nie odwdzięczyć się za te ciężkie miliony, których przeciętny zjadacz chleba nie jest w stanie sobie wyobrazić nawet jako kumulację w Lotto. Tak więc lekkim faux pas był tylko planowany termin jej przyznania, wyznaczony na 15 maja bieżącego roku. Jako, że idealnie wpasowywał się ten termin w kampanię wyborczą Bula, to i podniosły się głosy oburzenia. Oburzenie prawicy można jeszcze byłoby jakoś znieść i wykorzystać, ale że zwykli ludzie zwrócili uwagę na tę szytą grubymi nićmi pomoc płynącą od "bezstronnych dziennikarzy"; ceremonię zatem zaniechano i przełożono na inny termin. Nie wiadomo właściwie, czy optował za tym bardziej sztab Komorowskiego, czy raczej próbowano dbać o podupadający mocno wizerunek gazety.
   Bredzisław kontynuował zatem kampanię bez statuetki, ale sama Wyborcza nie wytrzymała napięcia i pod jej koniec zdecydowanie zajęła miejsce pod latarnią Pałacu Namiestnikowskiego. Straszenie Kaczystanem i przymusowymi pacierzami o świcie, a także innymi bajkami dla średnio rozwiniętych intelektualnie kalarep i porów nie przyniosło spodziewanego skutku - "Człowiek Roku" przegrał z kretesem. Największym "osiągnięciem" urzędującego strażnika żyrandola stał się bezprecedensowy zjazd zaufania społecznego oraz poparcia o kilkadziesiąt procent. Błazenada Borata trwała 24 godziny na dobę, dzień w dzień. Kompromitacja goniła kompromitację. Nie ma sensu już nawet wspominać tych wszystkich potknięć, bo nie godzi kopać się leżącego. Wystarczy napisać, że jaki był ten "Miś na skalę naszych możliwości", doskonale widzieliśmy.
   Duda wziął szturmem Krakowskie Przedmieście, a wierchuszka PO zaczęła radzić co z tym fantem zrobić. Jak odnieść się do tej klęski. Oczywiście umyto ręce i odtrąbiono w mediach, że to nie ich zmartwienie i skąd on się wziął? Nikt go nie zna, a w ogóle żadnego Bula nie było nigdy i nie będzie. Zupełnie jak tych mężczyzn w kultowej "Seksmisji". Odrzucono ten gorący kartofel z ręki, gdyż zorientowano się, że zapach porażki zalatujący z Pałacu rychło może pozbawić ich jakichkolwiek słupków w sondażach. I jak wtedy utrzymać władzę? Jak konkurować w jesiennych wyborach z zwycięskimi kaczystami i Kukizem? No ciężka sprawa.
   Gorący kartofel przekazano "GWieździe Śmierci", niech on martwi się co dalej. Wszak wypadałoby wręczyć w końcu tę statuetkę. Zwłaszcza, że zapowiedziano już nawet laudację towarzysza Tuska w intencji Komorowskiego. No cóż, autorytety (a)moralne znalazły się w kropce.  Jak tu teraz wyjść z twarzą i nie zawieść tej ręki, która karmiła przez lata? Jak zjeść ciastko i mieć ciastko? Oto do czego właśnie prowadzi to niemoralne szlajanie się na pograniczu władzy i mediów. A przecież mentor tej elity, pan Bartoszewski, radził by być przyzwoitym. Trzeba było go posłuchać, a nie instrumentalnie wykorzystywać tylko tę wypowiedź do ustawiania opozycji.
   No i jak to teraz będzie wyglądać? "Jak gówno w lesie!" - słowa Anioła z serialu Barei doskonale puentują tę sytuację. Wyborcza pogrąży się bardziej, bo nagrodzi tak naprawdę marność i lipę. Narazi się na nowe szyderstwa i straci kolejnych czytelników. Nie mówiąc już o zaufaniu społecznym, bo te już dawno temu utraciła (nie licząc najdurniejszych lemingów). Tabloidy mają już większy szacunek u czytelnika, niż poważny niegdyś dziennik opiniotwórczy. Wkurzy nawet i rozbitą wewnętrznie Platformę - bo jak tu głosić nową jakość, gdy takie miny jak "Człowiek Roku" dla Komorowskiego podkładać im będzie teraz Michnik. Oj, musi teraz boleć głowa całkiem sporo osób. 
   Sam prestiż nagrody też mocno ucierpi, chociaż tak naprawdę - patrząc na listę laureatów - naprawdę wybitnych osobistości tam zbyt wiele nie ma. Lista ta jest nacechowana koniunkturalizmem politycznym i lizusostwem. Może zatem spróbować ucieczki do przodu i zmienić nazwę nagrody? Np na "Bronek Roku" i odtąd przydzielać ją największym niezgułom? To miałoby sens. I podreperowałoby znacznie wizerunek. czytelnikowi zostałby wysłany wyraźny sygnał, że i tu przyszły zmiany; że kolegium redakcyjne to ludzie z poczuciem humoru. Może warto już teraz zmienić front, bo na tę chwilę wszystko wskazuje na to, że jesienią nowo wybrany rząd - wyłoniony z opozycji - przymknie kurek z pieniędzmi i przestanie reklamować się w gazecie? Nie daj Bóg będzie to Kukiz, który nie daruje tych "gówniarzy"... Duma Bula zostanie miło połechtana, bo będzie miał nagrodę wywodzącą się od jego imienia. No i też najbardziej zatwardziali tropiciele służb specjalnych będą zadowoleni, gdyż nazwa statuetki potwierdzi ich przypuszczenia - no bo jak Bronek, to pewnie od brony. A jak brona, to ze WSI. I wszystko jasne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz