Czasy mamy niepewne. Pełzająca wojna na wschodzie, a w dodatku gorący rok wyborczy zapowiadający kolejną rozgrywkę o stołki między obcymi wywiadami chcącymi obsadzić to tu, to tam swych pupili. Nadto dziś obchodzimy piątą rocznicę zamachu na prezydenckiego Tupolewa przy użyciu pancernej brzozy. Najprawdopodobniej z tej okazji usłyszymy zupełnie nowe rewelacje głoszone przez pana Tolka: kolizja z ufo, a może klucz ruskich kaczek wyłaniający się nagle z mgły? Wszystko to nic w porównaniu z krokami, które nasz rząd podjął w celu wzmocnienia granicy polsko-rosyjskiej.
Kraj wypadałoby jakoś zabezpieczyć, bo przecież armię dawno temu rozgoniono na trzy wiatry zostawiając jeno nieliczne i zawodowe oddziały. Durniom zawiadującym Rzeczpospolitą od ćwierćwiecza wydawało się, ze skoro już weszliśmy do Unii Europejskiej, to wojen już żadnych nigdy nie będzie. Historia jednak, jak to historia, zawsze zaskakuje nasze elity i przypomina co rusz, że na tym świecie ma miejsce brutalna walka o wpływy między najmożniejszymi. A że ci wzięli się tym razem za łby na wschodnich rubieżach Ukrainy, to i nam tylna część ciała zaczęła się palić. Zwołano narady, zapoznano się ze stanem posiadania w skarbcu. No, a że w tym skarbcu to tylko wiatr hula, bo spieniężono już niemal wszystko co było można, gangsterzy zarządzający państwem mocno się zasępili. Nie da się przecież kupić gniazd z antyrakietami Patriot za garść paciorków. Postanowiono więc podjąć działania pozorowane. Ciemny lud i tak przecież nie połapie się, a jak zapytają na mityngach wyborczych co rząd zrobił byśmy spokojnie spali, to powiedzą: "no wzmocniliśmy granicę z Rosją". Czym? Wieżami obserwacyjnymi!
Tych wszystkich, którzy czują się w tym momencie rozczarowani, że to jednak nie są zagony nowoczesnych czołgów rozgrzewające silniki przez całą dobę, ani uzbrojeni po zęby żołnierze na lotnych patrolach, trzeba zapytać co ich tak dziwi? Było dużo czasu, by przywyknąć. To dzieję się naprawdę! Za 14 baniek postawiono sześć słupów w wysokości od 35 do 50 metrów, doskonale widocznych z daleka. Mają zostać wyposażone podobno w jakiś ultranowoczesny sprzęt (pewnie i tak skończy się na kamerach sprzężonych z jakimiś detektorami oraz kilkoma nadajnikami). Co z tego? To przecież rozwiązanie rodem z epoki neolitu! Wysyłało się w tamtych czasach jakiegoś bystrego i szczupłego młodziana do puszczy, kazano mu się wspiąć na buk i wypatrywać facetów z dzidami z innego plemienia. Może to i skuteczne rozwiązanie - na pewno w tamtych czasach - ale, no litości, mamy XXI wiek! Pojawiły się samochody, lalki Barbie, a nawet tostery. Technika znacznie poszła do przodu, głównie ta wojskowa. Niezliczona ilość satelitów szpiegowskich zdolnych z orbity sfotografować paczkę fajek w trawie, o dowolnej porze doby, a do tego wyrafinowane drony najeżone supernowoczesną elektroniką i inne roboty. Co to ma w ogóle znaczyć? Przecież to jest zwyczajne rżnięcie głupa! Nie sądzę, by gigantyczne żerdzie wbite w ziemie zdołały nas przed czymkolwiek uchronić. Może sprawdzą się jako stelaże do zakładania gniazd przez różnego rodzaju ptactwo najwyżej. Ruskie mają pewnie niezły ubaw z polaczków. NATO... Wieże obserwacyjne pośrodku lasu. No poważny kraj, nie ma lipy. Być może wyjaśnia się teraz tajemnicze zniknięcie Putina sprzed kilku tygodni. Facet pewnie dostał raporty na ten temat i runął pod biurko targany spazmami śmiechu. Rozbolał go brzuch, albo dostał zajadów. Nawet w Rosji zaczęli wymyślać "polish jokes".
Ale nasz rząd zachowuje pełną powagę, Straż Graniczna oficjalnie cieszy się z tych "nowoczesnych" rozwiązań. Pani Premier na pewno została zapewniona przez swych fachowców gabinetowych, że wszystko jest w najlepszym porządku i na pewno w to wierzy. No ale jej można pewnie sprzedać dowolny kit. Jakby była bardziej rozgarnięta, pewnie umiałaby chociaż poruszać się po czerwonym dywanie (całe szczęście, że Żelazna Angela czuwała niczym dobry gps). Nie zdziwię się, jak wkrótce uradzą nowe, dość niekonwencjonalne sposoby wzmocnienia bezpieczeństwa narodowego, a Pierwsza Lekarka III RP je zatwierdzi. Co ma szansę powstać?
1.Wilcze doły! Genialny wynalazek neolitycznych myśliwych, stosowany z powodzeniem przez drużyny dawnych wojów. Zapewne w porę powstrzymają uderzenie rosyjskich dywizji pancernych. Już widzę te wszystkie T-34 Armata przewrócone do góry gąsienicami, kompletnie wyłączone z ruchu w ten tani sposób. Te czołgi, które jakoś się przedrą, zwiążemy w walce ze kartonowymi makietami czołgów (w środku takiej makiety schowa się piecyk typu "Koza", rozpali go, a naprowadzane za pomocą podczerwieni pociski szybko się skończą).
2.Trebusze! To nawet lepsze niż baterie Patriot. Nie dość, że tanie i sprawdzona technologia, to jeszcze w miarę lekkie. Pluton osiłków uzbrojonych w liny będzie zapieprzał z trebuszem w tę i z powrotem, aż miło. Ruskie Iskandera można będzie najskuteczniej sprzątnąć używając naszych ministrów jako amunicji.
3.Łucznicy! Skoro Robin Hood tak dzielnie wojował z Szeryfem Nottingham za pomocą łuku, to czemu nasi chłopcy mają być gorsi? Znowu technologia sprawdzona i tania, a do tego cicha. W szkoleniu można użyć filmów z cyklu "Hobbit"; technika Legolasa jest nienaganna!
4.Heroldzi! Na wojnie, jak to na wojnie, bardzo dobrze sprawdza się skuteczna propaganda i sianie defetyzmu we wrogich nam dywizjach. Strategicznie rozstawieni za dębami i modrzewiami heroldowie, uzbrojeni w odezwy brukselskich polityków i cytaty z Pisma Świętego, skutecznie rozproszą kacapów. Nikt nie spodziewa się pośród knieji faceta o dobrej dykcji wyposażonego w stosowny pergamin.
5.Balony i latawce! Choć dysponujemy w miarę dobrymi trzema eskadrami F-16 oraz jakąś tam liczbą poradzieckich jeszcze maszyn, to w porównaniu z Rosjanami, są to siły dość symboliczne. Dlatego można skonstruować balony i latawce w kształcie F-22, a najlepiej w ogóle dać się ponieść wyobraźni i uformować je w jakieś kosmiczne kształty. A nuż taki kacap się wystraszy, ze to ufo i brudząc gacie da nura w najbliższą chmurę.
6.Koń Trojański! To będzie prawdziwy as z rękawa! Jako podarunek płynący z naszej dobrej woli, wyhodujemy gargantuiczną cebulę, wydrążymy w niej otwór i schowamy w nim naszego Bronisława, mistrza ortografii. Gdy już ruskie się zorientują kogo im tam przemyciliśmy, będą wtedy ostatecznie zgubieni. Bronson stanie na Kremlu, tak jak niegdyś na zydlu japońskiego chairmana, przemówi zupełnie od rzeczy - jak to ma w zwyczaju - i wygra nam wojnę. Kacapy będą błagać, byśmy go sobie zabrali z powrotem. A być może nawet oddadzą nam Kresy przy tej okazji, które we właściwy dla nich sposób "załatwią".
No i proszę. Okazuje się, że mamy jeszcze szeroki wachlarz możliwości i wcale nie stoimy na tak straconej pozycji, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy tylko wysilić wyobraźnię. Na pewno też, w wyniku zastosowania przez nas niekonwencjonalnych metod obronnych, rozbawimy cały świat. A wtedy wszelkie narody, odprężone mocno absurdalnym spektaklem który będą obserwować, nie będą kwapić się do bijatyki. Możemy jeszcze zbić kokosy na transmisji tego, klienci będą walić drzwiami i oknami. Rekordy oglądalności zapewnione! Same plusy. Mam nadzieję, że dostatecznie zainspirowałem naszych decydentów i z tej okazji przyszykują mi jakąś niezłą dolę. A jak nie, to zaskarżę ich i naślę na obrady ZAiKS.